Święta to najczęściej czas spędzony w rodzinnym gronie- czas radości. Większość z nas okres świąteczny spędza w cieple domowego ogniska, zapominając o troskach dnia codziennego. Jest jednak także inna część społeczeństwa, dla której okres świąteczny to prawdziwy test życia. Bezdomni i osoby wykluczone społecznie– bo o nich mowa stoją przed arcytrudnym zadaniem samodzielnego przetrwania świąt i mroźnych miesięcy z dala od ciepłych mieszkań i domów. I choć dla osób nieposiadających własnego „M” państwo i władze starają się zapewnić jakiekolwiek minimum socjalne, jest spora grupa „wyzwolonych”, którzy świadomie lub mniej świadomie wszelką pomoc odrzucają, chcąc żyć samodzielnie, według własnych zasad z dala od miasta i problemów…
Jeden ze świątecznych dni Bożego Narodzenia, ratownicy Zintegrowanej Służby Ratowniczej poświęcili na pomoc osobom bezdomnym.
„Na podstawie informacji od mieszkańców, którzy przez portal Oświęcim112 i stronę Zintegrowanej Służby Ratowniczej zgłaszali miejsca, w których mogą przebywać osoby bezdomne, stworzyliśmy mapę z lokalizacją miejsc, które musimy sprawdzić właśnie ze względu na możliwość przebywania tam osób potrzebujących pomocy”- relacjonuje Dawid Burzacki, założyciel Zintegrowanej Służby Ratowniczej.
„Każdy z nas zabrał z domu coś do jedzenia i jakieś ubrania, które na co dzień leżą głęboko w szafie, a komuś mogą się przydać”- dodaje Łukasz Patrzyk, dowódca oświęcimskiej sekcji ZSR.
Przecieszyn- kilkaset metrów od drogi, którą kilka razy w miesiącu przejeżdża rządowa kolumna, pomiędzy prowizorycznymi campingami, zrobionymi z blachy kilka osób sprawnie oddziela kamień od węgla, który wrzucany jest do dużych wiader i znoszony w jedno miejsce. Na nasz widok zapracowany team z oddali macha na powitanie. Wzbudzamy zainteresowanie i zakłopotanie. „Co przyjechaliście nas zabrać na święta, czy zobaczyć jak wygląda margines? Nie potrzebujemy pomocy”- rzucają na wstępie. Już po krótkiej rozmowie, emocje opadają, a mieszkańcy „hołdziarskiego koczowiska”, zapraszają nas do jednego z „szałasów”.
W środku stoi miska z wodą, święty obrazek, dwa krzesła, prowizoryczna „koza” do grzania, stary fotel, który pełni również funkcję łóżka. Na zbitym z kilku desek blacie, leży kawałek czerstwego chleba i jabłka- jest Wigilia.
„Nie ma co narzekać. Jest dach nad głową- to najważniejsze. Zimy się nie boimy. Nie takie rzeczy się przeżywało” – rzuca starsza kobieta, zerkając z dumą na swoje zabudowania.
Owe zabudowania to zbity z kilku desek i blach barak. To cały dobytek starszej kobiety i jej syna, dla których wspólnie spędzany czas i wzajemna pomoc jest szansą na pokonanie przeciwności i to nie tylko tych pogodowych.
„Długie lata już bez domu. Ponad trzydzieści lat będzie. Były przegrane sprawy o alimenty, miesiące w kryminale, zero pieniędzy no i bezdomność. Rodziny już nie mam, wszyscy pomarli, nie ma do kogo iść. Tutaj mam prace, mogę zbierać węgiel, mam dach nad głową- nie ma, co narzekać. Niektórzy mają gorzej!” – mówi z werwą Pan Jan, „sąsiad” Pani Marii i jej syna.
Już po kilku chwilach rozmów z bezdomnymi z hałdy trudno wyzbyć się wrażenia, iż mieszkańcy tego obozowiska bynajmniej nie są ludźmi nieszczęśliwymi. Choć z pewnością dla żadnego z nich życiowym celem nie był barak pod lasem, żaden z nich także nie ma zamiaru użalać się nad swoich losem. Każdy z nich zdaje się być w pełni wolnym człowiekiem, który żyje tak jak chce i gdzie chce.
„Tutaj jesteśmy wolni. Chcemy popracować to idziemy pracować, mamy ochotę się napić to łykniemy. Nikt nas nie ćwiczy i każdy z nas jest panem swojego losu!” – obwieszcza na zakończenie Pan Jan.
Może, zatem nie starajmy się uszczęśliwiać bezdomnych na siłę. Pomóż
my im w takim stopniu, jaki do siebie dopuszczają. Nie poniżajmy i nie skazujmy na wykluczenie. Każdy bezdomnych jest przecież człowiekiem, człowiekowi zaś winno okazać się szacunek i zrozumienie.
To tylko jedno z wielu miejsc, które odwiedzili przedstawiciele Zintegrowanej Służby Ratowniczej.